Aktualności
Ryba, kamera, akcja! Twórcy wędkarskiego internetu na Festiwalu Wędkarstwa i Survivalu w Targach Kielce
Wędkarstwo przed kamerą – pasja czy już praca?
Podczas prelekcji „Ryba, kamera, akcja! Jak pokazać wędkowanie w internecie, żeby nie zanudzić widza” szybko wybrzmiało, że czasy prostych filmów wędkarskich minęły bezpowrotnie. Jak przyznali twórcy, dziś nad wodą są nie tylko wędkarzami, ale pełnoetatowymi operatorami, dźwiękowcami i montażystami w jednej osobie. – Z dziesięciu godzin nad wodą tak naprawdę cztery–pięć mogę poświęcić na łowienie. Reszta to ustawianie statywu, drona, kamer, poprawianie ujęć. Moje dziesięć godzin nad wodą wygląda zupełnie inaczej niż zwykłego wędkarza – podkreślał ze sceny Krystian Grad „Gradu”. Twórcy nie ukrywali, że dla wielu z nich wyprawy wędkarskie stały się po prostu pracą. – Kiedy jadę na ryby z kamerami, to w 99 procentach to jednak praca, a nie relaks. Dopiero kilka wypadów bez sprzętu uświadomiło mi, jak ogromna jest różnica – dodawał „Gradu”.
Dynamiczny montaż, drony i TikTok – jak utrzymać uwagę widza?
Jednym z głównych tematów były zmieniające się nawyki odbiorców. Klasyczne, długie filmy nagrywane z jednej kamery coraz częściej przegrywają z krótkimi, dynamicznymi formami. –Filmy z jednej kamery, długie i monotonne, już nie przejdą. Jeśli robimy dłuższy materiał, to musi być bardzo dynamiczny, ujęcia z drona, przebitki, ujęcia podwodne. Widz musi mieć cały czas bodźce, inaczej po dwóch minutach wyłącza film – dodawał. Zwrócono też uwagę na rolę różnych platform. – YouTube świetnie nadaje się do przekazywania wiedzy, tutoriali i dłuższych form. TikTok czy Instagram to raczej szybkie, przebodźcowane treści, którymi można widza przyciągnąć, a potem przenieść go na YouTube – dodawał Sebastian Kowalczyk. Ciekawym wątkiem była również zmiana urządzeń, na których widzowie oglądają filmy. – Kiedyś większość oglądała nas na telefonach. Dziś na pierwszym miejscu jest telewizor. Ludzie wracają z pracy, odpalają YouTube’a na TV i wolą obejrzeć godzinny film w tle niż tradycyjną telewizję – mówił Przemysław Groch „Karpiolog”.
Ryba to tylko pretekst – w centrum jest człowiek
Choć wszyscy uczestnicy dyskusji są znani z imponujących połowów, zgodnie przyznali, że sama ryba to dziś za mało, by przyciągnąć widza. – Żadna ryba już nie robi wrażenia, chyba że to rekord Polski. Znacznie ciekawszy jest człowiek za wędką, jego historia, emocje, charakter. W wędkarstwie najważniejszy jest wędkarz – zaznaczali wspólnie. Dlatego coraz więcej twórców stawia na dokument, reportaż czy formę felietonu, w których łowienie jest tłem dla opowieści. – Można zrobić masę ciekawych filmów o ludziach nad wodą. To często ogląda się lepiej niż samo łowienie ryb – dodawał Sebastian Kowalczyk.
Presja, hejt i zwątpienie – ciemna strona bycia twórcą
Uczestnicy spotkania szczerze opowiadali także o mniej widocznej stronie swojej działalności, presji na wyniki, konieczności regularnych publikacji i często bezlitosnych komentarzach w sieci. – Bycie twórcą to duża odpowiedzialność. Każdy wędkarz może popełnić błąd, ale jeśli zrobi to ktoś z YouTube’a, od razu jest na świeczniku. Z tysiąca osób nad wodą przyczepią się właśnie do ciebie – podsumował Krystian Grad. Nie brakuje też momentów zwątpienia. – Zdarza się, że przez trzy dni wstaję o trzeciej rano, ciężko pracuję, wracam bez ryby i bez odcinka. Wtedy pytam sam siebie: po co mi to? Ale mijają trzy, cztery dni i znów patrzę w lustro: chcesz jechać na ryby? No kurde, pojechałbym. To ładuję kamery i jadę – dodawał inlfuencer. Co ciekawe, nie zawsze największe nakłady pracy idą w parze z najlepszym odbiorem. – Filmy, które uważam za najlepsze w życiu, z dopracowanym montażem i pięknymi ujęciami, czasem radzą sobie średnio. A materiał, który miałem ochotę wyrzucić do kosza, nagle robi wow. To, co piękne dla twórcy, nie zawsze jest najciekawsze dla widza – usłyszeliśmy ze sceny od „Grada”.
Internet pełen marzeń – od zwykłej rzeczki po wyprawę życia
Na koniec rozmowy twórcy zachęcali, by traktować internet nie tylko jako miejsce rozrywki, lecz także inspiracji. – Najlepiej działają treści, z którymi widz może się utożsamić. – Wędka za 150 złotych, kilka przynęt, wypad nad lokalną rzekę. Ale warto też pokazywać wyprawy, które dla wielu pozostają marzeniem. Ktoś może nigdy nie był za granicą, ale zobaczy, że w Central Parku można łowić karpie i pomyśli: kiedyś też tam pojadę – mówił Przemysław Groch „Karpiolog”. Spotkanie na scenie podczas Festiwalu Wędkarstwa i Survivalu pokazało, że współczesne wędkarskie treści w internecie to znacznie więcej niż „filmik z rybą”. To połączenie pasji, technologii, opowieści o ludziach i ciężkiej pracy, dzięki której widzowie mogą choć na chwilę przenieść się nad wodę, niezależnie od tego, czy oglądają na telefonie, monitorze czy dużym ekranie w salonie.
(ŁK)